poniedziałek, 10 grudnia 2012

Digitalizacja źródeł

Przeglądanie pożółkłych stronic - oraz inne patologie jak na przykład wąchanie zakurzonych kartek i praca w pozycji do zbierania chrustu - dla każdego humanisty niewątpliwie stanowi wartość samą w sobie. Mało co jest w stanie zastąpić satysfakcję spowodowaną możliwością zetknięcia się z pierwodrukiem tekstu, oryginalną grafiką czy obrazem. Niestety upływ czasu niekorzystnie wpływa zarówno na fizyczną kondycję dzieł sztuki jak i literatury, co skutkuje większym naciskiem na ochronę dóbr kultury. Niestety, ochrona rozumiana jako całkowite izolowanie dzieła od odbiorców, często przeradza się w urzędniczą obsesję podszytą zwykłą złośliwością z serii: "nie dam, bo mogę". 

Szczęśliwie, postępująca digitalizacja dokumentów źródłowych (manuskryptów, starodruków, grafik i wartościowych pozycji naukowych) znacząco wpływa na komfort pracy badaczy. Do najpopularniejszych narzędzi popularyzujących źródła należą oczywiście serwisy Google Books i Archive, bardzo często w całości udostępniające naukowy dorobek klasyków (antyczne, średniowieczne i renesansowe traktaty, wielkie XVII, XVIII i XIX wieczne encyklopedie i słowniki).

Tę samą misję coraz częściej podejmują duże ośrodki biblioteczne. W elektronicznym kwerendowaniu w rodzimym języku z pewnością pomoże wyszukiwarka Federacji Bibliotek Cyfrowych, w bazie której znajdują się wszystkie polskie biblioteki tego typu. 

Ze zrozumiałych względów, daleko ciekawsze zbiory posiadają jednak biblioteki zagraniczne. Szczególnie godnym polecenia jest, zawierający nie tylko niemieckojęzyczne publikacje, serwis Munchener Digitalisierungs Zentrum Digitale Bibliothek






Bogaty materiał badawczy prezentuje witryna LUNA podlegająca pod Bodleian Libraries.















Wprost nieoceniony jest Catalogue of Digitized Medieval Manuscripts umożliwiający dostęp do prawdziwych perełek średniowiecznego iluminatorstwa.




Na koniec THE LATIN LIBRARY, narzędzie (podręczna biblioteczka) ułatwiające pracę z tekstami grecko rzymskich klasyków, ojców kościoła, filozofów średniowiecza oraz dziełami neolatynistycznymi. Stronka zapewnia łatwy, wygodny i szybki dostęp do tekstów źródłowych


piątek, 7 grudnia 2012

Obrazkologia stosowana

Praca historyka sztuki (dowolnej specjalizacji) nieodłącznie wiąże się z tym, co widać. Zdjęcia obiektów, reprodukcje oraz skany miniatur są i - podejrzewam - jeszcze długo będą Gromadzonym Latami Dobrem Najcenniejszym. Dobrze przy tym, jeśli w sukcesywnie powiększanej ikonotece panuje porządek, a kolekcja obrazów gromadzona jest według jakiegoś klucza.

W wyszukiwaniu obrazów dotyczących określonej tematyki bardzo przydatna jest baza Iconclass. Zasób obrazów ułożony jest tematycznie, a każdy dział podzielono na podtematy co znacznie ułatwia kwerendę.


Dobrej jakości, poprawnie opisane ilustracje można znaleźć w Wirtualnej Galerii Sztuki (Web Gallery of Art). Rozbudowana wyszukiwarka znacząco ułatwia pracę. By odszukać interesujący nas obraz wystarczy znać jedną z kategorii opisu obiektu (autora, tytuł, lokalizację).



Niezwykle przydatnym narzędziem jest wyszukiwarka obrazków ściągniętych z internetu na zasadzie "ładne, przyda się kiedyś", TinEye. Nie uwierzę, że znajdzie się ktoś, kto nigdy nie miał problemu ze zlokalizowaniem strony, z której pochodzi obrazek, a - jak większość pewnie wie (jeśli nie wie, zapewne niedługo się dowie) - sam obrazek jest wart tyle, co nieopisane bibliograficznie kserówki nawet najlepszych tekstów naukowych, teksty bez przypisów czy książka bez bibliografii. TinEye wielokrotnie ratował mi życie, kiedy z bólem odkrywałam, że jedyne zdjęcie ilustrujące mój tekst znajduje się w folderze "śmieciarka" pod nazwą "ładnecoś"...
Wystarczy załadować zdjęcie z dysku, uruchomić wyszukiwarkę i spokojnie klikać w kolejne pozycje (przy okazji orientując się gdzie jeszcze i w jakim kontekście publikowany był nasz obrazek).












poniedziałek, 3 grudnia 2012

Dear Diary.... O blogach słów kilka.

W naukowym światku blog nie cieszy się zbytnią popularnością i chyba jeszcze sporo czasu upłynie zanim ta forma przekazu treści zacznie być traktowana na równi chociażby z popularnonaukowymi tekstami w wersji drukowanej. A szkoda. Szkoda, gdyż w sieci pojawia się coraz więcej blogów naukowych, ukierunkowanych tematycznie, które umiejętnie wykorzystane mogą stanowić równoważne z drukowanym źródło informacji, bądź przyczynek do pogłębienia badań nad poruszonymi kwestiami. Autorzy blogów to pasjonaci, co nie pozostaje bez wpływu na jakość przekazywanych informacji. Blogi branżowe najczęściej nie powtarzają oczywistych treści, ale skupiają się na tym co dla danej dziedziny nowe, ciekawe. Kolejne posty są efektem dodatkowej pracy autorów, co ważne: pracy, która nie wlicza się do dorobku naukowego, pracy niepunktowanej. Badacz powodowany jest więc niczym innym, jak tylko szczerą chęcią podzielenia się swoim odkryciem - znaleziskiem - z czytelnikami.

Niewątpliwie jedną z ciekawiej prowadzonych działalności tego typu jest blog Łukasza Kozaka. Mediewista, absolwent warszawskiego MISH, przeterminowany doktorant Wydziału Historycznego UW, człowiek średniowiecza (i renesansu), potrafiący zachować zdrowe proporcje między życiem codziennym a fascynacją tym co było, obecnie także pracownik Biblioteki Narodowej, na swoim blogu i na facebook'owym profilu zamieszcza co ciekawsze sceny ze średniowiecznych iluminacji. Konwencja bloga zdejmuje ze średniowiecznych obrazów religijny ciężar. Łukasz Kozak świadomie wybiera obrazy nijak mające się do stereotypowego wyobrażenia o wiekach średnich. Dominuje nagość, sprośność, sceny ilustrujące jakże ludzką stronę życia mnichów, zdobiące marginesy psałterzy lub sprytnie wkomponowane w ornamentalną bordiurę... W każdym poście pojawia się krótka informacja o pochodzeniu obiektu, często odnośnik do strony internetowej.


Gorleston Psalter, England 14th century. BL, Add 49622, fol. 124r.
Za: http://discardingimages.tumblr.com/post/35714889268/monkey-goatse-2-gorleston-psalter-england-14th

Godnym polecenia jest anglojęzyczny blog BibliOdyssey prowadzony przez użytkownika peycay od 2005 roku. W kolejnych postach opisywane są zarówno nowe publikacje z zakresu szeroko pojętej sztuki, jak i cykle graficzne, pojedyncze grafiki, manuskrypty. Szczególnie wartościowa jest lista zasobów, z których korzystano przy tworzeniu serwisu (adresy bibliotek, gabinetów rycin itp.).

Wartościowym miejscem jest też blog doktoranta historii sztuki na Uniwersytecie Adama Mickiewicza w Poznaniu Art Histery. Luźne zapiski o poskramianiu sztuki. Autor publikujący jako Georgi Gruew w dużej mierze zajmuje się wielką sztuką nowożytności. Choć podejmuje tematy znane z wykładów kursowych rozbudowuje ich treść o anegdoty, plotki itp. Stara się odtworzyć ikonosferę każdego opisywanego dzieła, opowiada o tym, co zwykle nie jest wymagane na egzaminie, ale co sprawia, że obraz zaczyna do nas mówić...

Osobom zajmującym się sztuką najnowszą i jej krytyką polecam blog Magdaleny Ujmy z Lublina. Jest to trzeźwe spojrzenie "Krytyka sztuki na skraju załamania nerwowego" na kondycję współczesnej twórczości (produkcji?) artystycznej. Magdalena Ujma informuje czytelników o większości kulturalnych wydarzeń miasta, recenzuje, poleca, ale i przestrzega.






piątek, 30 listopada 2012

Tytułem wstępu...


Umysły ścisłe nie szanują humanistów. Humaniści nie szanują umysłów ścisłych. Tacy informatycy na przykład: jeżdżą dobrymi samochodami i program do drukowania okładek na pirackie płyty sobie potrafią napisać. Jeśli sami nie potrafią, to zawsze mają na podorędziu jakiegoś programistę. Humanistom pozostają zdania wielokrotnie złożone oraz dobre (drogie) książki. I to już nie jest sprawiedliwe.

Kreatywna antypatia spod znaku programiści pozdrawiają humanistów i odwrotnie może jednak dopingować. W dzisiejszych czasach trudno obłożyć się starodrukami i z gęsim piórem w dłoni patrzeć jak atrament wsiąka w czerpany papier. Chcąc spełniać się w zawodzie, badać, odkrywać i dzielić się wiedzą (a o to przecież chodzi), nawet humanista musi okiełznać wszechobecne "internety" i nauczyć się sprawnie w świecie tych insektów poruszać. Co gorsza, raz zmuszony do użycia nowoczesnych narzędzi technologii informacyjnej, humanista może zauważyć, że proces zdobywania informacji nie zawsze musi być okupiony żmudnymi ćwiczeniami z papierologii stosowanej, że do cennych danych może dotrzeć bez wychodzenia z domu a średniowieczne manuskrypty oglądać popijając kawę.

Można? Oczywiście, że można.